Przypadkowy sukces w Tychach: Miejskie Centrum Kultury w Tychach  miałoby naprawdę bezsprzeczny sukces na swoim koncie, gdyby nie wcześniejsza porażka związana ze sprzedażą biletów. W sobotę Plac pod Żyrafą przeżył prawdziwe oblężenie, to właśnie tam przeniesiono koncerty po nieudanej sprzedaży biletów. Pojawili się mieszkańcy, często w towarzystwie całych rodzin, były też problemy, bo Park Miejski stał się naturalnym tojtojem. Koniec końców, Tychy od lat zdecydowanie nie miały takiej frekwencji na żadnej imprezie.

Po sprzedanych 242 biletach na około 13 tys. zdecydowano o przeniesieniu koncertu na Plac pod Żyrafą. Koncert z płatnego stał się darmowy i zainteresowanie się pojawiło.

Frekwencja dopisała, tłumy zalegały na trawie, pod słynnym pomnikiem – teraz już dosłownie Żyrafy – i pod sceną. Ludzie też oblegali Park Miejski z praktycznie każdej strony. Znakomicie sprawdził się układ sceny, którą zwrócono plecami do ulicy Edukacji.

Reklama

Zobacz także: Ile zapłacono poszczególnym artystom, którzy wystąpili w Tychach?

Ci, którym nie odpowiadał dany zespół mogli sobie wypocząć na trawie, co też robili. Jako, że zestaw muzyczny od Miuosha po Acid Drinkers, przez Kaliber 44 po zmęczone już chyba Myslovitz i T-Love nie wszystkim musi smakować, to było gdzie uciec i odpocząć.

Słabo wypadł Piotr Bałtroczyk (jego gaża to 14 tys. zł), którego troszkę dalej od sceny w ogóle nie było słychać. Właściwie to ledwo udało nam się go zauważyć, bo w pewnym momencie byliśmy przekonani, że w końcu z niego zrezygnowano.

Kultura bycia i kultura picia

Niestety, przy takich tłumach presja pod jaką były tojtoje okazała się ogromna, pomimo tego, że organizator zadbał o dużą ilość przenośnych toalet, to kolejki były dla części uczestników nie do przebycia.  Powstał pewien ekosystem, gdy ktoś korzystał z przenośnej toalety, to z drugiej strony ktoś oddawał mocz na tył tojtoja. Co prawda potrzeba matką wynalazku, ale kto by się spodziewał takiego „urynarium” z Parku Miejskiego.

To niestety nie był koniec cudów, które działy się podczas występów w Parku Miejskim. Zdaje się, co drugie drzewo zostało podlane odpowiednią ilością moczu. Niestety, wykorzystujący park jako naturalną toaletę pijani uczestnicy, specjalnie nie kryli się ze swoimi „klejnotami rodzinnymi”, co zdecydowanie nie było najlepszym widokiem, zwłaszcza dla przechodzących z dziećmi.

Reklama