Tychy analizują możliwość połączenia dwóch spółek należących do miasta. Chodzi o Tyskie Linie Trolejbusowe i Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej w Tychach.
Już w trakcie kampanii wyborczej, pytany o kwestię PKM Tychy i TLT Tychy, ówczesny kandydat Maciej Gramatyka, który ostatecznie wygrał wybory, deklarował przyjrzenie się tej kwestii. Spółki tak naprawdę zajmują się tym samym – transportem publicznym – TLT trolejbusami, a PKM autobusami. Mają praktycznie tę samą siedzibę, ale formalnie funkcjonują osobno.
Dobrze płatne posady
Takie rozwiązanie ma też swoje plusy dla rządzących – są dwie dobrze płatne rady nadzorcze, które można obsadzać swoimi ludźmi, są też stanowiska prezesów i wiceprezesów, ale przyglądając się spółkom, trudno nie odnieść wrażenia, że ten podział jest bardzo sztuczny, bo te więcej łączy niż dzieli, a zajmują się tak naprawdę tą samą kwestią – transportem publicznym.
„Trwają analizy w tym temacie. O przyjętym rozwiązaniu będziemy informować” – usłyszeliśmy od tyskich urzędników.
Generalnie światełko w tunelu jest, bo miasto szuka oszczędności, gdzie się da, a wiadomo, że koszty transportu publicznego z roku na rok idą do góry, co przekłada się ostatecznie na ceny biletów.
W Tychach natomiast dochodzi do trudnej i trochę absurdalnej sytuacji, w której są trolejbusy, autobusy na ropę, gaz i prąd, do tego będą autobusy wodorowe. To ostatecznie też przekłada się na zwiększone koszty, bo każdy rodzaj paliwa wymaga budowy i utrzymania swojej infrastruktury.