Czy warto się wybrać do Wodnego Parku Tychy? W skrócie – tak. Miałem okazję dwa razy od otwarcia gościć w obiekcie i nic sobie nie zrobiłem, ale też niespecjalnie oscylowałem w okolicach zjeżdżalni. Są pewne niedociągnięcia, które mogłyby poprawić funkcjonowanie obiektu, ale generalnie nie taki diabeł straszny. Jest jeden zasadniczy problem z tym obiektem – po kilku godzinach, robi się tam po prostu nudno.
Dwa razy wybrałem się do Wodnego Parku Tychy wraz z żoną i niespełna 4-letnią córką. Za pierwszym razem jeszcze w maju, w jedną z sobót – było mało ludzi i kosztownie. Za 3 osoby zapłaciliśmy ponad 90 zł, a w obiekcie przebywaliśmy godzinę. Reszta to było przebieranie się, suszenie i opanowywanie histerii malucha, który nie chciał opuścić parku wodnego. Wizyta pozostawiła niedosyt, bo godzina szybko mija, a na zewnątrz było zbyt zimno żeby korzystać np. z atrakcji dla dzieci.
Za drugim razem skorzystaliśmy z trzygodzinnego biletu rodzinnego i trzy godziny, to było aż nadto. Po prostu lustro wody wcale nie jest takie duże, więc po pewnym czasie zaczyna się tam robić nudno, o pływaniu raczej nie było mowy.. Akurat do wodnego parku udaliśmy się w niedzielę niehandlową, kiedy to obiekt przeżywał prawdziwe oblężenie. Brakowało miejsc parkingowych, ludzie zatrzymywali się na trawniku, na rondzie – głównie osoby z ościennych miast. Dla porównania, w trakcie pierwszej wizyty parking był zajęty może w 20-30 procentach.
Czepiałem się
Jestem z natury czepliwy i kilka rzeczy rzuciło mi się w oczy. Po pierwsze fala jest uruchamiana, co godzinę. Gdy ludzie widzą, że działa, to wszyscy przychodzą skorzystać, o pływaniu nie ma mowy, a trudno na siebie nie wpadać. Gdzieś tam farba odeszła, gdzieś napęczniała, ale to rzeczy, które raczej mieszkańcowi nie robią różnicy. Faktycznie problemem jest to, że gdy chce się popływać, to nie ma gdzie. Basen sportowy jest oddzielony i gdy cześć rekreacyjna pękała w szwach, to część sportowa była praktycznie pusta.
Dziwne jest, że przy basenie gdzie uruchamiana jest fala znajduje się podłoże antypoślizgowe, a gdy idziemy do strefy dla dzieci, to możne się wywrócić, bo płytki są bardzo śliskie. W parku podobno powinno się chodzić w klapkach, ale te zostają zazwyczaj przy leżakach. W strefie dla dzieci natomiast zastosowano płytki antypoślizgowe.
Trzeba pilnować dzieci
Dzieci w Wodnym Parku Tychy trzeba pilnować i tutaj nie ma zmiłuj się. Jeżeli jeden rodzic idzie z kilkuletnim dzieckiem, to musi się pogodzić z faktem, że będzie stał i kwitł przy zjeżdżalni i pacyfikował autodestrukcyjne zapędy swojej pociechy. W parku rzeczywiście dzieci bez nadzoru mogą zrobić sobie krzywdę.
Słynna foka w strefie dla dzieci nie jest niebezpieczna, ale wspinanie na nią może się źle skończyć, podobnie na fontannę stylizowaną na kamień. Przy zjeżdżalni też warto pilnować maluchów, bo czasami nawet korzystają z niej w dwie, trzy osoby na raz. Łatwo też na siebie wpaść, czego kilka razy byłem świadkiem, ale nikomu nic się niestało.
Łódź podwodna robi furorę u dzieci w różnym wieku, podobnie zjeżdżalnie na zewnątrz. Tam też trzeba pilnować maluchów, bo zjeżdżają do płytkiej wody często jeden na drugiego. Z zewnętrzną strefą dla dzieci są dwa problemy – po pierwsze rodzicom tam po prostu jest chłodno, a w dodatku z części natrysków leci ciepła woda, z innych bardzo zimna. Dzieci natomiast znakomicie się bawią, mało zainteresowane niedolą rodziców.
Gdy komuś znudzi się woda, to można udać się do jacuzzi, jak się znudzi woda w środku obiektu, to bardzo ciepła czekan a zewnątrz, w bardzo przyjemnym, acz trochę małym basenie. Kilka razy miałem natomiast problem z opaską na ręce, gdy chciałem sprawdzić czas pobytu w obiekcie. Opaska nie zadziałała, podobnie w przypadku mostu zwodzonego zawieszonego nad basenami. Tam wejście regulują bramki, które po prostu ludzie obchodzą jeżeli czytnik nie zadziała prawidłowo.
Raz na jakiś czas
3 godziny to aż nadto, żeby przebywać w Wodnym Parku Tychy. Bilet całodniowy nie jest moim zdaniem potrzebny. Abstrahując od sensowności ekonomicznej budowy tego typu obiektu, wizyty w Wodny Parku Tychy zaliczam do udanych, ale prędko się tam nie pojawie. Z dwóch powodów. Po pierwsze cena,112 zł na trzy osoby to wcale nie są małe pieniądze, zresztą w ogóle cennik w tyskim aquaparku bardziej zniechęca, niż zachęca do korzystania. Po drugie, ciągle mam przesyt. Po dwóch godzinach tam już naprawdę nie było co robić, chociaż dzieci zdają się niezmordowane.
P.s. stringi, niezależnie od jędrności pośladków, to w wodnym parku raczej nienajlepszy pomysł…