To nie była udana wycieczka. Dzieci z Warszawy kilka godzina spędziły w siedzibie Straży Pożarnej w Tychach, gdzie czekały na autobus zastępczy. Jak się okazało podróżowały złomem i to dosłownie. Pojazd w ogóle nie powinien zostać dopuszczony do ruchu. Jak ustalili diagności autobus przeszedł poważną kolizję, gnił od spodu, wyciekało z niego paliwo. Miał wymienione szyby i wstawione drzwi z innego autobusu.

Na DK1 w Tychach patrol Inspektoratu Transportu Drogowego zatrzymał do kontroli autobus, który wracał do Warszawy. Podróżowało w nim około 30 dzieci w wieku 7-8 lat, wśród nich była dwójka niepełnosprawnych maluchów.

Na pierwszy rzut oka pojazd nie mógł dalej jechać. W ciągu 30 minut dzieci przewieziono do Komendy Straży Pożarnej w Tychach. Tam niestety 5 godzin czekały na autobus zastępczy. Co wykazała szczegółowa kontrola pojazdu którym podróżowały dzieci?

Reklama

ITD określa pojazd jednoznacznie. „To prawdziwy złom”. Pod okiem diagnosty wypadł tragicznie. – Rama pojazdu była skrajnie skorodowana i dziurawa, w niektórych miejscach podłużnice były pospawane i połatane prowizorycznie innymi częściami, nieprzeznaczonymi do instalowania w pojazdach. Płyty wzmacniające ramę były w ogóle nie zamocowane. Paliwo wyciekało różnymi otworami, które ktoś prowizorycznie połatał szmatami i folią. W kilku miejscach wystawały przewody pneumatyczne, w jednym miejscu były narażano na przetarcie przez koło pojazdu – wylicza ITD.

Jak ustalił diagnosta autobus musiał mieć za sobą poważną kolizję, większość szyb była wymieniona na niehomologowane zamienniki a przednie drzwi były kompletnie przerobione. Wstawiono tam mniejsze drzwi z innego autobusu, a zbyt duży otwór drzwiowy został zaślepiony. Do tego we wnętrzu autobusu znajdowały się luźne elementy zagrażające bezpieczeństwu pasażerów.

Dowód rejestracyjny pojazdu zatrzymał diagnosta, inspektorzy ITD wydali zakaz poruszania się pojazdem. Zdarzenie miało miejsca na początku czerwca.

Reklama