Urzędnicy w Tychach przypadkiem stworzyli punkt widokowy, miejsce spotkań i przestrzeń rozwoju kultury w jednym. Wszystko dzięki schodom donikąd, a właściwie do barierki, bo tak tłumaczył MZUiM inwestycję, która na pierwszy rzut oka wygląda na pozbawioną sensu, ale nic bardziej mylnego.
W Tychach władza przyzwyczaiła już mieszkańców do średnio przemyślanych decyzji inwestycyjnych. W końcu wybudowano stadion na 15 tys. kibiców w środku osiedla, co raczej nie wydaje się najlepszą lokalizacją, a żeby było jeszcze bardziej zabawnie, zrezygnowano z budowy parkingu podziemnego, bo wyszłoby za drogo. Konsekwencje tej decyzji tyszanie mieszkający w tej lokalizacji odczuwają do dzisiaj, ale z drugiej strony o 15 tys. kibiców obiekt może tylko pomarzyć. Mamy też wart ponad 120 mln zł system ITS, który miał poprawić płynność ruchu w mieście – jak poprawił, to chyba każdy z użytkowników wie. Deweloper potrzebował parkingu na ulicy Starokościelnej, to miasto, stojąc frontem do klienta, zwęziło jeden z pasów ruchu i częściowo przekształciło go w parking. Na ulicy Jaśkowickiej jeden z pasów przeznaczono na parking i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że parkowanie równoległe tam może skończyć się bardzo źle. Parking wybudowano obok wodnego placu zabaw, który kosztował ponad 11 mln zł. Z jakiegoś powodu ma pomost, na którym można stanąć i oglądać kąpiące się dzieci. Otwartym pozostaje pytanie, po co? Design, design – a za design się płaci.
Inwestycyjnych absurdów w Tychach naprawdę nie trzeba długo szukać. Przy Hotelu Tychy wybudowano kolizyjną i niebezpieczną ścieżkę rowerową, zresztą samo miasto się do tego przyznało, nie mówiąc już o tym, że ścieżki rowerowe i chodniki bardzo szybko wyglądają, jakby zostały stratowane po latach użytkowania. Jednak, cytując klasyka: „czy możemy się skupić na sukcesie?”. Możemy, bo sukces mamy – i to całkiem przypadkowo.
Schody do rozwoju miasta
Wcześniej opisywaliśmy schody, które zostały wyremontowane wraz z kładką dla pieszych łączącą aleję Jana Pawła II z ulicą Dąbrowskiego. Pal licho to, że urzędnicy średnio przekonująco tłumaczyli zamknięcie przejścia podziemnego, bo było podobno niebezpieczne i dlatego zwęzili al. Jana Pawła II, żeby zrobić tam naziemne przejście dla pieszych. To przejście podziemne było niebezpieczne, natomiast to przy City Poincie niebezpieczne nie jest.
Wraz budową nową przejścia na al. Jana Pawła II wyremontowano wspomniane schody. Na pierwszy rzut oka wygląda to absurdalnie, do tego ludzie się śmieją, że to schody do nowego centrum miasta, które jest ciągle na papierze. Miejski Zarząd Ulic i Mostów tłumaczył, że schody prowadzą do barierki i że przydają się do prac serwisowych.
Ok, pełna zgoda, że schody do barierki – to trąci trochę komedią. Ale udałem się tam drugi raz i okazało się, że nie dostrzegłem geniuszu tego posunięcia. Faktycznie, schody prowadzą do barierki, a z niej można obejrzeć sobie niemal panoramę miasta, nową kładkę (którą już poprawiono, wymieniając część desek), a wzrokiem sięgnąć nawet w stronę Urzędu Miasta Tychy. Przypadkowo powstał bardzo ciekawy punkt widokowy, a butelki po alkoholu zgromadzone wokół wskazują, że pojawiło się w Tychach nowe miejsce spotkań. Elementów kultury też nie zabrakło – mamy tam już pierwsze graffiti.
W końcu wcześniej lokalni koneserzy małpek musieli siedzieć na starych schodach, teraz miasto, wychodząc im naprzeciw, zrobiło punkt widokowy, a nawet wyremontowało schody, żeby mogli sobie dojść do barierki. Niestety, nie pomyślano o wszystkim – wielbiciele panoramy miasta nie mają gdzie wyrzucać butelek po trunkach, więc zrzucają je w dół z barierki, myśląc to, co każdy mieszkaniec patrząc z nowego punktu widokowego: „Dobre miejsce, to naprawdę dobre miejsce”.
Warto też zwrócić uwagę na samo przejście na al. Jana Pawła II, które zdaje się być budowane w charakterystycznym dla miasta Tychy procesie inwestycyjnym, który można nazwać „na retro”. To znaczy, że inwestycja po kilku miesiącach wygląda, jakby miała co najmniej kilka lat.